Forum Forum piłkarskie - polska piłka nożna - forum sportowe - forum kibicowskie kibiców Strona Główna
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy :: Galerie  :: Profil :: Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości :: Zaloguj  :: Rejestracja


Wszyscy albo nikt! - relacja z wyjazdu na Schalke-Atletico

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Forum piłkarskie - polska piłka nożna - forum sportowe - forum kibicowskie kibiców Strona Główna -> Archiwum / MŚ 2010 / Ruch Chorzów
Autor Wiadomość
witosa1920
Reprezentant Polski
Reprezentant Polski



Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: Niebieskie Katowice

PostWysłany: Nie 20:42, 17 Sie 2008 Temat postu: Wszyscy albo nikt! - relacja z wyjazdu na Schalke-Atletico

Od dawna wiadomo, że wyjazdy są kwintesencją kibicowania. Oczywiście zdarzają się też takie, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Tym razem jednak trafił nam się wyjazd, który będziemy wspominać bardzo długo, a część z pewnością zakwalifikuje go jako wyjazd swojego życia.

Kiedy Atletico w eliminacjach do Ligi Mistrzów trafiło na Schalke 04, szybko podjęliśmy decyzję, że pojedziemy do Gelsenkirchen, by wesprzeć naszych przyjaciół. Po raz pierwszy informacja o organizowanym wyjeździe na mecz Atletico znalazła się w Internecie i odbyły się zapisy. Efekt tego był widoczny od razu - już 1. dnia wszystkie miejsca zostały zapełnione. Lista rezerwowa w ekspresowym tempie powiększyła się, dlatego postanowiliśmy, że zamówimy drugi autokar.


Zbiórkę zaplanowaliśmy na wtorek na godzinę 22 (mecz w środę o 20:45). Gdy nadszedł wyczekiwany dzień wyjazdu, powoli zjeżdżaliśmy się na parking klubowy przy Cichej 6. O umówionej godzinie byliśmy już wszyscy. Nie było tylko najważniejszych - autokarów Smile Przyjechały po kilkudziesięciu minutach, a my w tym czasie na spokojnie zebraliśmy się na trybunie górnej. Każdy z nas otrzymał "kupon", na podstawie którego odebrał później bilet na mecz.



O 24 wyruszyliśmy w drogę dwoma autokarami (w tym jeden piętrowy) w dokładnie 121 osób (72 + 49). Kilka osób musiało niestety pozostać w Chorzowie, bo lista rezerwowych przekroczyła możliwości środków transportu.

Od momentu wjazdu na autostradę A4 w autokarze jedna wielka impreza. Przerywały ją tylko postoje na uzupełnienie zapasów. Właściciele sklepów byli bardzo zadowoleni, bo towar szybko znikał z półek Smile Przerwy w podróży były także okazją do tego, aby zaznaczyć swoją obecność. Poza dużą ilością vlepek, na ścianach i znakach pojawiały się niebieskie napisy. W Niemczech trafiliśmy na ślady pozostawione przez fanów Dynamo Drezno, które zostały później przez nas "oprawione" w odpowiedni sposób.

Droga mijała spokojnie. Dopiero przed Dortmundem, zaczęły się przygody z piętrowym autobusem, który nie mógł ruszyć z miejsca. Okazało się, że szwankuje sprzęgło, które było zresztą czuć w całym autobusie. Wolno, bo wolno, ale po jakimś czasie udało nam się ruszyć z miejsca.

Niestety sytuacja powtórzyła się w samym centrum Dortmundu, kiedy to przyszło nam czekać na zielone światło przed skrzyżowaniem. Kilkuminutowa przerwa spowodowała, że za nami zaczął się tworzyć mały korek. Autobus jakoś jednak ruszył i już do końca drogi jechaliśmy bezawaryjnie. Bezawaryjnie, bo też głośno "podpowiadaliśmy" kierowcom, żeby nie zważali na sygnalizację świetlną Smile

W Gelsenkirchen zameldowaliśmy się o 16:30. Po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazał się jeden z najładniejszych stadionów na świecie. Veltins Arena już z zewnątrz robi duże wrażenie. Po opuszczeniu autokarów rozprostowaliśmy kości i ruszyliśmy w stronę centrum. Po przejściu kilkuset metrów pojawiły się radiowozy. Chcieli nas "przejąć", ale ominęliśmy ich i poszliśmy dalej. Kolejną próbę podjęli już w większej liczbie, kiedy minęliśmy skrzyżowanie i szliśmy chodnikiem. Ale nic z tego, bo gdy zajechali nam drogę, skręciliśmy w prawo - przez środek drogi (łącznie 4 pasy)

Przysłowie mówi, że do trzech razy sztuka i tak też było w tym wypadku. Po wezwaniu jeszcze większych posiłków policja otoczyła nas. I tutaj duże zaskoczenie. Wśród nich było wiele kobiet (niektóre z nich urodą w ogóle nie przypominały "typowych" niemieckich Helg Smile, a ich zachowanie znacznie różniło się od tego, które często prezentuje nam polska policja. W kraju nad Wisłą nie obyłoby się pewnie bez pokazu siły mundurowych. Tutaj nic takiego nie było. Jedna z policjantek pogroziła nam tylko palcem Smile

Jak się później dowiedzieliśmy, na meczu Schalke z Atletico miało być 100 policjantów, ale gdy do Niemców dotarła informacja, że my przyjedziemy, to liczbę tę zwiększono trzykrotnie.

Po jakichś 10 minutach miejscowi stróże prawa pozwolili nam wsiąść do tramwaju jadącego do centrum. Tam spędziliśmy dwie godziny. Jedni poszli coś zjeść, drudzy spróbować niemieckich browarów. Tutaj kolejna odmiana. Osoby, które chodziły z otwartym piwem po mieście, nie dostały prezentu w postaci mandatu za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Na mieście ogólnie totalny piknik. Fani Schalke do nas, jak i do Atletico, byli raczej pokojowo nastawieni. Oprócz jednego latającego kufla z piwem, nic godnego uwagi się nie wydarzyło.

Godzinę później pojawiła się ekipa Frente Atletico. Hiszpanie powitali nas okrzykiem "Ruch Ruch HKS". My nie pozostaliśmy im dłużni i przez najbliższe kilkanaście minut śpiewaliśmy razem z nimi wiele pieśni.

Specjalnie dla nas na mieście podstawiono dwa autobusy przegubowe. Pod stadionem dołączyło do nas jeszcze 83 Niebieskich (w tym Fan Club Deutschland), którzy przyjechali łącznie 18 autami. Na sektorze dla gości zameldowaliśmy się więc w 204 osoby z pięcioma flagami (Radlin, Ruda Śląska wyjazdówka, Halemba, FC Pszów i krzyż 1920. Atletico nie wykorzystało całej swojej puli biletów. Przyjechało ich około 500.

Wchodzenie na Veltins Arena trwało szybko i sprawnie, co u nas do tej pory rzadko się zdarzało. Obiekt Schalke z zewnątrz robi duże wrażenie, wewnątrz – piorunujące! Tego widoku nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć. Dodatkowo obok wejść na sektory znajduje się tam kilkanaście miejsc gastronomicznych. Oprócz standardowej kiełbasy i coli, można było tam kupić różnego rodzaju kotlety czy np. piwo sponsora S04. Ponadto jest tam sklep z pamiątkami. Całkiem niezły asortyment szału jednak nie robi, ale nie jest zapewne głównym punktem sprzedaży gadżetów Schalke.

Gospodarze meczu, patrząc na ponad pięćdziesięciotysięczną widownię (na trybunach zasiadły 54.142 osoby), wystawili stosunkowo niewielki młyn. Nie przeszkadzało im to jednak w prowadzeniu dobrego dopingu. Największe wrażenie robili, kiedy do śpiewów włączał się cały stadion. Na rozpoczęcie meczu zaprezentowali dwie sektorówki za bramkami. Jedna w kształcie koszulki, a druga w kształcie szala.

Swoją obecność zaznaczyliśmy kilkoma okrzykami oraz pieśniami. Śpiewaliśmy m.in. "Naszym klubem HKS", "Ty my chłopcy ze Śląska" czy "Dwukolorowa". Atletico prowadziło urozmaicony doping przez całe spotkanie. Nie pomogło to jednak ich piłkarzom w odniesieniu korzystnego wyniku. Mecz zakończył się zwycięstwem Schalke 1:0. Los Colchoneros mają jeszcze szansę awansować, bo rewanż zagrają u siebie na Vincente Calderon.

Po opuszczeniu obiektu część z nas poszła jeszcze coś zjeść w okolicach stadionu i napić się piwa. Po kilkunastu minutach chcieliśmy już wracać do autobusu, gdy nagle zauważyliśmy, że otwarte jest przejście, a w zasadzie długi tunel, prowadzący wprost na murawę stadionu. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiego zbiegu okoliczności. Niestety, momentalnie wypatrzył nas ochroniarz, który zdecydowanie nakazał nam opuścić to miejsce. Nie stawialiśmy oporu i spokojnie udaliśmy się w kierunku busów. Po chwili poinformowano nas, że przebywanie tam osobom nieupoważnionym grozi zatrzymaniem. I uwaga... zaraz po wyjściu z wspomnianego tunelu czekały już na nas dwie kabaryny. Obyło się jednak bez interwencji Smile

Kiedy dochodziliśmy do parkingu, zauważyliśmy, że policjanci sprawdzają tachografy w naszych autobusach. Już wtedy wiedzieliśmy, że wcześniej z Gelsenkirchen nie uda nam się wyjechać. W tym momencie wielką przysługę okazali nam chłopaki z FCD, którzy pojechali zamówić nam hamburgery i piwo. W sumie przywieźli z sobą... 110 kanapek i kilka skrzynek browarów.

Przymusowy postój na szczęście nie trwał długo. Ok. godz. 1:40 wyruszyliśmy w kierunku Polski. Policja eskortowała nas tylko do granic miasta, a potem już jechaliśmy bez zbędnego balastu. Większość z nas zaraz po wjeździe na autostradę poszła spać.

Śpiewy i ogólny melanż wróciły nad ranem. Hitem była piosenka "Ajajajajajaj.... Puerto Rico", którą potem przerobiliśmy na "Atletico" Smile. Świetna zabawa nie trwała jednak zbyt długo, bo już na drugim postoju znów nawalił piętrowy autobus.

W zasadzie pojechalibyśmy dalej, gdyby nie to, że zaraz po tym, jak autobus ruszył z parkingu, jeden z kibiców był jeszcze poza nim. W efekcie nasza zielona Scania zatrzymała się na małym wzniesieniu, które późnej uniemożliwiło jej ruszenie z miejsca. Wszyscy więc wyszliśmy z autobusu, by zepchnąć go na parking. Niestety, mimo płaskiego podłoża "zielony rzęch" ani drgnął. Musieliśmy się więc uzbroić w cierpliwość, a kierowcom dać czas na "pogrzebanie w silniku".

Przerwa trwała aż 2,5 godziny. W tym czasie część chłopaków od nas poszła wziąć prysznic do pobliskiego zajazdu, coś zjeść lub napić się złocistego trunku albo innych "specjalności". Drugi autokar jechał w tym czasie w kierunku Polski.

Sygnał do dalszej jazdy usłyszeliśmy około południa. Do granicy było już wtedy 70 kilometrów. Mimo to, jeszcze przed granicą na chwilę się zatrzymaliśmy. Jak cenny to był postój, przekonał się jeden z nas, który znalazł w trawie ogromnego grzyba. - Schowaj ten parasol - żartowaliśmy z niego, gdy wchodził z nim do autobusu.

Do granicy dojechaliśmy w miarę szybko. Szybko powinniśmy ją także przejechać, ale... w tym momencie pozdrawiamy naszych kierowców, którzy wjechali na drogę prowadzącą do terminalu celnego dla TIR-ów. Kiedy "driverzy" się zorientowali, że popełnili błąd, postanowili zawrócić.

I tym sposobem na granicy niemiecko-polskiej, mimo układu z Schengen, znów pojawiły się kolejki ciężarówek Smile Wszystko dlatego, że przy nawracaniu po raz kolejny nawaliło sprzęgło i autobus stanął wszerz drogi. Po kilkunastu minutach zepchnęliśmy jednak autobus na lewy pas, a ten ku naszej uciesze ruszył, jak na zawołanie.

W Polsce czekali na nas już chłopaki z drugiego autokaru. Znowu nie popisali się jednak nasi kierowcy, którzy nie zauważyli tego, że stoją oni przy zjeździe. Zatrzymaliśmy się dopiero na stacji benzynowej w okolicy zjazdu na Legnicę. Tam chcieliśmy się z nimi spotkać, ale niestety do tego nie doszło (tym razem oni nas wyprzedzili). Później okazało się, że nie była to dobra decyzja, tak dla nas, jak i dla nich.

Sytuacja, o której mowa wydarzyła się tuż za Legnicą. Tam właśnie dobiegł końca żywot zielonej Scanii. Mając doświadczenie przy wcześniejszym "zachowaniu" autobusu od razu wyszliśmy na ulicę, by zmniejszyć ciężar. Pomysł był taki, że my przejdziemy kilkaset metrów, a autobus sam wjedzie pod górkę. Niestety, nasze plany szybko legły w gruzach. Po kilkunastu minutach przyjechała policja, która nakazała odholowanie autobusu. W tym czasie na autostradzie zrobił się mały zator, co niestety nie skończyło się dobrze dla dwóch samochodów, które za naszym autobusem uległy wypadkowi.

Nowy, mniejszy autobus przyjechał po nas już po godzinie. Chwilę później dołączyła także druga grupa, która specjalnie po nas wracała. Jakoś zapakowaliśmy się do autokarów i ruszyliśmy w kierunku Chorzowa. "Wszyscy albo nikt" – śpiewaliśmy później w autobusie, nawiązując m.in. do tej sytuacji.

Mimo problemów z piętrową Scanią, atmosfera rozkręciła się jeszcze bardziej. W białym autokarze co chwilę podnosiły się chóralne śpiewy, przerywane "kilkoma głębszymi". Nie zabrakło także znanej weselnej piosenki "a kto się w styczniu urodził powstań, powstań, powstań...", przy której każdy musiał chlapnąć jednego Smile

W mało komfortowej sytuacji postawiliśmy kobietę pracującą na jednym z zajazdów. Naraz zamówiliśmy tyle hot-dogów, że zamiast cieszyć się z utargu, miała wszystkiego serdecznie dosyć. W sumie spędziliśmy tam grubo ponad 40 minut.

Do Chorzowa dotarliśmy po godz.21. Całość trwała więc blisko 48 godzin. Nie wyszło do końca tak to zaplanowaliśmy, ale po powrocie każdy z nas chciał, żeby ten wyjazd trwał jak najdłużej...

Zdjęcia:

[link widoczny dla zalogowanych]

Filmiki:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łysy
Wice-administrator



Dołączył: 01 Lut 2007
Posty: 12616
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 52 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 20:59, 17 Sie 2008 Temat postu:

Bardzo ciekawy opis. Masakra taki wyjazd na zgodę gdzieś za granicę! Przeżycia na pewno niesamowite - ale chciałbym na takie coś się wybrać Wink Na razie jednak nie ma o czym mówić bo nie ma żadnej zagranicznej zgody, jedynie z Hajdukiem kilku z naszej ekipy się znają ale to tylko prywatne kontakty chociaż u nas wielu ludzi można spotkać nop w kaszkieciku Hajduka a młynowy często ma szalik Hajduka ze sobą Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
witosa1920
Reprezentant Polski
Reprezentant Polski



Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: Niebieskie Katowice

PostWysłany: Nie 23:04, 17 Sie 2008 Temat postu:

A miałem tam jechac ale wybrałem wyjazd na melanż na Słowacje do piątku hehe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Forum piłkarskie - polska piłka nożna - forum sportowe - forum kibicowskie kibiców Strona Główna -> Archiwum / MŚ 2010 / Ruch Chorzów Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net Bearshare
Regulamin